Wojtuś jest naszym trzecim
dzieckiem. Będąc doświadczoną matką wiedziałam czego mogę się spodziewać w
czasie porodu. Niestety moje wcześniejsze doświadczenia z poprzednich porodów
okazały się bezużyteczne. Lekarze zlekceważyli wiele symptomów świadczących o tym, że
nie wszystko przebiega jak należy.
Wojtek był za duży, nie był w stanie sam przyjść na świat. W ostatnim momencie lekarze po prostu wyrwali mi Wojtka na świat.
Finał porodu był taki, że Wojtek
przyszedł na świat w ciężkiej zamartwicy, z porażeniem prawego splotu
ramiennego i wylewem do prawego nadnercza. Po pewnym czasie wylew się wchłonął
ale rączka pozostała nieruchoma.
Gdy Wojtek miał siedem tygodni trafiliśmy do Dziekanowa Leśnego do Pani dr Grodner, wspaniałej fizjoterapeuty, która w swoją pracę wkłada wiele serca. Niestety ćwiczenia nie dawały żadnej poprawy, ręka ani drgnęła. Wojtek został zakwalifikowany do operacji, która miała być jedyną i ostatnią szansą na poprawę sytuacji. Czekając na operację cały czas jeździliśmy na turnusy do Dziekanowa.
W styczniu 2010 roku byliśmy na
kolejnym turnusie rehabilitacyjnym. Stan ręki utrzymywał się bez większych
zmian. Wojtek nadal nie zginał ręki w łokciu i nie potrafił jej podnieść. Celem
turnusu było zatem utrzymanie ręki w jak najlepszym stanie do operacji, która
miała odbyć się pod koniec lutego 2010. Po rehabilitacji w Dziekanowie
udaliśmy się jeszcze na serię masaży (10 zabiegów), a po powrocie w domu
kontynuowaliśmy naświetlania lampą Bioptron oraz zabiegi stymulatorem nerwów
Tens. Zarówno lampa jak i stymulator zostały zakupione dzięki wsparciu
Fundacji Otwarte Ramiona, ze środków zgromadzonych na subkoncie Wojtka. Dwa
razy w tygodniu Wojtek miał również ćwiczenia z rehabilitantem. Walczyliśmy
każdego dnia, pomimo oporów ze strony naszego maluszka, który krzykiem reagował
na wszystkie zabiegi.
W tamtym czasie, wszystko w naszym życiu zeszło na drugi plan i zostało podporządkowane jednemu celowi: uratowaniu ręki Wojtka.
Pod koniec stycznia 2010 roku
zaobserwowaliśmy znaczną poprawę kondycji ręki. Dziecko podjęło pierwsze próby
podnoszenia jej i zginania. Na konsultacji u dr. Luszawskiego usłyszeliśmy
słowa, które rozbudziły w nas wielką nadzieję i dodały sił do codziennej walki,
żeby wstrzymać się z operacją i dalej intensywnie rehabilitować. I tak też
zrobiliśmy. Kolejne dni i tygodnie intensywnej rehabilitacji, które zostały
nagrodzone wielkimi postępami.
15 marca 2010 roku zgłosiliśmy
się na konsultację do dr. Gilberta, który przyjechał na zaproszenie Fundacji Otwarte
Ramiona do Dziekanowa Leśnego.
I to właśnie wówczas usłyszeliśmy upragnioną diagnozę: operacja nie będzie potrzebna, stan ręki jest dobry i należy dalej nad nią pracować.
Pomimo znacznej poprawy Wojtek i
tak w kwietniu 2010 roku otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności.
My jednak
byliśmy świadomi tego, jak daleką drogę przeszliśmy do tej pory i wiedzieliśmy,
że z dnia na dzień po prostu musi być coraz lepiej.
Postanowiliśmy również
włączyć do rehabilitacji zajęcia na basenie. I tak, najpierw dwa razy w
tygodniu, a potem raz w tygodniu, odbywaliśmy zajęcia indywidualne z
rehabilitantem. To była jedyna forma zabiegów, która sprawiała Wojtkowi radość.
Tylko w czasie ćwiczeń na basenie Wojtek nie płakał.
Kolejny turnus rehabilitacyjny.
Tym
razem nad morzem w Jarosławcu (również dzięki wsparciu Fundacji Otwarte Ramiona)
i tam, dziewięciomiesięczny wówczas Wojtek, intensywnie pracował nad
przygotowaniem się do raczkowania. Prawa ręka była jednak bardzo słaba i w
praktyce wyglądało to tak, że opierał się na lewej ręce i pełzając, ciągnął za
sobą prawą. Po powrocie do domu wpadliśmy na pomysł, żeby wychodzić z nim do
ogródka i mobilizować go do raczkowania na trawie. Szybko okazało się, że
maluchowi przeszkadza trawa i z całej siły próbuje unieść się na dwóch rękach,
żeby uniknąć nieprzyjemnych ukłuć.
Oczywiście oprócz naszych
ogródkowych spacerków, nadal dwa razy w tygodniu chodziliśmy na ćwiczenia z
fizjoterapeutą, raz w tygodniu na basen również pod opieką fizjoterapeuty, a
codziennie naświetlaliśmy rękę Bioptronem i stymulowaliśmy aparatem Tens.
W lipcu udaliśmy się na kolejną
serię masaży i po nich Wojtek zaczął już pewnie raczkować.
Od tej chwili ręka zaczęła bardzo mocno wzmacniać się.
Dziecko przemieszczało się najpierw powoli,
a potem już bardzo szybko na czworakach. Gołym okiem był widoczny przyrost
mięśni na bicepsie. Postęp był naprawdę imponujący. Gdy Wojtek zaczął chodzić,
prowadziliśmy go zawsze za prawą rękę, tak, aby wiedział i pamiętał, że jest
ona sprawna i może mieć do niej zaufanie.
W ciągu kolejnych kilku miesięcy ręka uzyskała pełen zakres ruchów. Rehabilitacja przybrała formę zabawy, a pływanie na basenie stało się ulubionym zajęciem. I tak jest do dzisiaj.
Prawa ręka jest trochę
krótsza i trochę słabsza, ale na tyle mocna, że Wojtek nią pisze, rysuje i bawi
się zupełnie normalnie.
We wrześniu 2016 roku nasz Wojtek rozpoczyna naukę w szkole muzycznej w klasie perkusji. Jeśli mu się spodoba, to być może będzie pierwszym na świecie „splecionym” perkusistą?
Pomimo fatalnych rokowań
początkowych, udało nam się uratować sprawność naszego syna.
Jest to zasługa zarówno naszej
ogromnej determinacji w walce o dziecko, jak i pomocy bardzo wielu życzliwych
ludzi, którzy stanęli w tym trudnym dla nas czasie na naszej drodze. Bez
wsparcia Fundacji, tak intensywna rehabilitacja naszego syna byłaby dla nas
bardzo trudna albo nawet niemożliwa.
Jako ludzie wierzący w Boga,
jesteśmy przekonani, że nic w życiu nie dzieje się przypadkowo. My nauczyliśmy
się dzięki Wojtkowi cenić życie i zdrowie i każdego dnia za nie dziękować.
Nauczyliśmy się również tego, że warto walczyć, wierzyć w zwycięstwo i nie
poddawać się.
Dziękujemy Fundacji Otwarte
Ramiona, wszystkim rehabilitantom, naszym darczyńcom, przyjaciołom i wszystkim,
którzy wspierali nas w tym trudnym dla nas czasie.
DZIĘKUJEMY!!!
PS. Zdecydowaliśmy, aby środki
zgromadzone na subkoncie Wojtka przekazać innym podopiecznym Fundacji Otwarte
Ramiona.
Myślę, że możemy wspólnie ogłosić
wielkie zwycięstwo! Zresztą sami zobaczcie krótki filmik :)
Rodzice Wojtka